Ewa Winiarska
Wydarzenia 7 stycznia 2007 r. w relacjach prasowych
Prawda nie jest do wygarniania, prawda jest do komunikacji. Jeśli chciałbym komuś "wygarnąć" to znaczy, że powinienem zamknąć się sam ze sobą i rozważyć, jaki to ma sens. Mechanizm "wygarniania prawdy" neguje samą prawdę, bo istnieje wewnętrzna sprzeczność pomiędzy użytym środkiem: pastwię się nad kimś "wygarniając mu", a celem: chcę mu powiedzieć prawdę.
Na niedzielę, 7 stycznia 2007 r. został zaplanowany
uroczysty ingres arcybiskupa Stanisława Wielgusa, który od piątku, 5 stycznia
2007 r. sprawował urząd metropolity warszawskiego. Jego nominacja wzbudzała
wiele kontrowersji ze względu na doniesienia prasowe o podejrzeniach współpracy
abpa Wielgusa z Służbą Bezpieczeństwa w czasach PRL. Również stanowisko
arcybiskupa, który nie udzielił od razu po opublikowaniu obciążających
go artykułów w "Gazecie Polskiej" wyczerpującego wyjaśnienia na ten temat,
spowodowało niechęć niektórych środowisk, w znacznej mierze dziennikarzy,
do nowego metropolity warszawskiego. "W społecznościach ludzkich obowiązuje
system norm prawnych, religijnych, obyczajowych, które spełniają funkcję
spajającą daną grupę i regulującą kontakty między jej członkami. Naruszenie
tych norm podlega różnorodnym sankcjom, także słownym. Należą do nich:
krytyka, dezaprobata, oskarżenie, wyśmianie, nagana." [1] W prasie relacjonującej
kolejne wydarzenia dotyczące sprawy abpa Wielgusa w grudniu 2006 r. i styczniu
2007 r. można dostrzec stosowanie przez dziennikarzy różnych form agresji
słownej. Dziennikarze atakowali abpa Wielgusa za jego przeszłość, a także
za to, że nie ujawnił jej wcześniej. Przedmiotem agresji werbalnej został
również prymas oraz ci, którzy bronili Wielgusa. Z lektury prasy można
wyczytać przekonanie dziennikarzy o tym, że arcybiskup naruszył pewne normy
obowiązujące w naszym społeczeństwie, jaką jest m. in. to, że osoba publiczna
powinna mówić prawdę o swojej przeszłości [2] i że osoba, która współpracowała
kiedyś z SB, nie powinna obejmować tak wysokiego stanowiska, jakim jest
urząd metropolity warszawskiego.
Celem mojej pracy jest pokazanie, w jaki sposób gazety
przedstawiły to, co wydarzyło się w archikatedrze warszawskiej 7 stycznia
2007 r. Analizowany przeze mnie materiał pochodzi z "Gazety Wyborczej"
(GW), "Dziennika" (Dz) i "Naszego Dziennika" (ND) z wydań poniedziałkowych,
z dnia 8 stycznia 2007 r. oraz z tygodnika "Gazeta Polska" (GP), ze środy,
10 stycznia 2007 r. W nawiasach umieściłam skróty nazw gazet, z których
pochodzą cytaty, oraz numery stron. Nie przedstawiałam tego, co gazety
pisały wcześniej i później o abpie Wielgusie, opinii, domniemań, wywiadów
w tej sprawie. Nie podawałam nazwisk dziennikarzy, z których artykułów
czerpałam materiał do pracy, ani tytułów tych artykułów. Moim celem było
opisanie języka, którym się posługuje dana gazeta, za pomocą którego tworzy
rzeczywistość, a nie pokazanie języka konkretnego dziennikarza.
Kto protestował?
Analizowana przeze mnie prasa nie pokazuje w sposób jednoznaczny,
co miało miejsce 7 stycznia 2007 r. w warszawskiej archikatedrze i obok
niej. Największe różnice w przedstawianiu tych wydarzeń występują pomiędzy
ND, a pozostałymi gazetami. Rozbieżności pojawiają się już w stwierdzeniu,
kto protestował. Dowiadujemy się, że: protestowali głównie wierni zorganizowani
przez Radio Maryja [3] (Dz s. 5); oraz tego, że: Tłumy przybyły
do stolicy. Kiedy wierni z transparentami Radia Maryja zaczęli gromadzić
się przed archikatedrą, było jeszcze szaro. - Jesteśmy za arcybiskupem,
który jest ofiarą nagonki - pokrzykiwał mężczyzna z Gdańska. (Dz s.
4); Nie ulega wątpliwości, że ci, którzy krzyczeli (...) to byli przedstawiciele
zorganizowanego obozu Radia Maryja. (GW s. 4 ); Wystąpienie [prymasa]
przerywały owacje zgromadzonych na mszy zwolenników Radia Maryja. (...)
Do wsparcia metropolity przez całą sobotę wzywał ich w swojej rozgłośni
o. Rydzyk. (Dz s. 1); ... słowa prymasa, przerywane oklaskami klakierów
ściągniętych na uroczystość przez ojca Rydzyka. Duchowni na żywo komentujący
to wydarzenie dla telewizji byli zażenowani. (Dz s. 1) W ostatnim przytoczonym
fragmencie artykułu pojawia się słowo klakier oznaczające "osobę wynajętą
do oklaskiwania aktora lub widowiska" [4]. Użycie tego słowa, które ma
w omawianej sytuacji odcień pejoratywny, wraz ze stwierdzeniem zażenowania
duchownych komentatorów, ma na celu zdyskredytowanie osób klaszczących
podczas homilii.
Dla ND było to spontaniczne poparcie wiernych dla księdza
arcybiskupa. (ND s. 2). Na łamach ND protestujący nie zostali określeni
jako zwolennicy Radia Maryja, ale pojawia się tam sformułowanie głos
ludu, które może sugerować wolę większości społeczeństwa: Wymowny
i ważny był ten "głos ludu" w czasie Mszy św., to "zostań z nami".
(ND s. 2).
Wizerunek arcybiskupa
Po lekturze badanej przeze mnie prasy wyłania się dwojaki
obraz Wielgusa. Część gazet pokazuje go jako człowieka złamanego, przegranego,
który jest cierpiący z poranionej dumy (Dz s. 2). Zostaje ukazany
wizerunek arcybiskupa, który przemawia drżącym głosem (GW s. 1);
ogłasza
łamiącym się głosem swoją rezygnację (Dz s. 5); trzęsącymi się rękoma
chowa okulary. Schyla głowę (GW s. 1); ledwo powstrzymuje łzy
(GW, s. 1); a przez jego twarz przebiegały skurcze cierpienia.
(Dz
s. 1); wyglądał na roztrzęsionego, choć starał się to ukryć
(Dz
s. 3).
Inaczej wygląd arcybiskupa zinterpretował ND: Nic dziwnego,
że widok ks. abp. Wielgusa w czasie Mszy św. przywodził scenę z ukrzyżowania:
"Będą patrzeć na Tego, którego przebili". Został "przebity", a wraz z nim
cierpi Kościół. Został przebity atakiem (ND s. 2). Została tutaj zastosowana
amplifikacja - nastąpiło przyrównanie Wielgusa do Chrystusa, co konotuje
niewinność arcybiskupa i niesprawiedliwe oskarżenie. Użycie anafory Został
przebity powoduje emocjonalizację wypowiedzi dziennikarza.
Poza opisem wyglądu Wielgusa w archikatedrze warszawskiej,
pojawia się także moralna ocena arcybiskupa i jego przeszłości. Dziennikarze
piszą o nim w sposób jednoznaczny i bezwzględny, używając sformułowań typu
- biskup agent (Dz s. 1) oraz pisząc o arcybiskupie który kłamał
(Dz
s. 7). W kolejnym fragmencie jednego z artykułów prasowych: porównywano
tajnego współpracownika bezpieki do Prymasa Tysiąclecia (GP s. 4),
poprzez zastosowaną antytezę: tajny współpracownik SB, którym według dziennikarza
był abp Wielgus - Prymas Tysiąclecia, czyli kard. Stefan Wyszyński, autor
artykułu chciał pokazać, jak wielka jest różnica między tymi dwoma postaciami.
O Wielgusie dziennikarze pisali w sposób obraźliwy, z brakiem szacunku
dla jego godności kościelnej, a przede wszystkim dla jego godności ludzkiej.
Czasem autorzy artykułów nie pisali wprost o Wielgusie, ale insynuowali
pewne stwierdzenia jego dotyczące, np.: Papież zapobiegł hańbie w Kościele.
(tytuł
artykułu Dz s. 1), co oznacza, że gdyby Wielgus pozostał na stanowisku
metropolity warszawskiego, to stałby się przyczyną wstydu w Kościele; lustracja
to jedynie komfort, że polskich elit nie będą tworzyć ludzie pokroju
Wielgusa (Dz s. 2); Papież (...) najwyraźniej uznał, że nie jest
dobrze,
aby pasterzem Kościoła warszawskiego, nauczycielem sumień mieszkańców europejskiej
stolicy został kapłan mający tak poważne problemy z rozróżnianiem i nazwaniem
zła w swoim życiu. (Dz s. 6), arcybiskup pokazany jest tutaj jako człowiek,
który nie jest godny tego, aby nauczać moralności, skoro sam nie postępuje
moralnie.
Zupełnie inny obraz przedstawia ND, w którym czytamy:
Biskup
Stanisław zrezygnował, gdyż prawdziwie leży mu na sercu dobro tegoż Kościoła
i jego wiernych. To rzadko spotykany akt odwagi cywilnej, pokory i miłosierdzia
zarazem. (ND s. 1). Arcybiskupowi Wielgusowi, który zostaje określony
jako pokorny sługa Chrystusa (ND s. 1), w powyższym fragmencie przypisane
są pozytywne cechy.
Co się działo w katedrze?
Również opis wydarzeń, które miały miejsce w katedrze
pokazuje różnicę stanowisk GW, Dz i GP z jednej strony, a ND z drugiej.
ND opisuje te zdarzenia w taki sposób, aby pokazać, jak duże ma poparcie
wśród wiernych abp Wielgus. Zdanie: Wierni archidiecezji warszawskiej
nadal mają nadzieję, że ks. abp Stanisław Wielgus będzie ich pasterzem.
(ND
s. 1) sugeruje, że wszyscy wierni archidiecezji warszawskiej, a przynajmniej
zdecydowana większość z nich, poparła Wielgusa, a także to, że wśród tych,
którzy tego poparcia udzielili, nie było wiernych z innych diecezji. Ciekawy
jest sposób opisu niedzielnych wydarzeń w ND: Do archikatedry św. Jana
Chrzciciela w Warszawie już na kilka godzin przed rozpoczęciem uroczystości
przychodziły rzesze wiernych, by powitać nowego arcybiskupa. Już w czasie
procesji wejścia rozległy się gromkie brawa. (ND s. 1). Po odczytaniu
przez arcybiskupa Wielgusa rezygnacji długo nie można było uciszyć pełnych
żalu okrzyków wiernych zebranych w świątyni. (ND s. 1). W przytoczonym
fragmencie kilkakrotnie została użyta hiperbola - kiedy mowa jest o czasie
przybywania wiernych do archikatedry, w stwierdzeniu, że była to rzesza
wiernych, a także w sformułowaniach gromkie brawa, pełne żalu okrzyki
- taki sposób przedstawienia omawianego wydarzenia ma na celu ukazanie
dużego poparcia, jakiego, według ND, udzielili arcybiskupowi Wielgusowi
wierni.
Inne spojrzenie na opisywane wydarzenia znajdujemy w pozostałych
gazetach. Zostały zaakcentowane w nich emocje niezadowolonych uczestników
uroczystości, a także dramatyzm sytuacji: po odczytaniu rezygnacji prezydent
Lech Kaczyński zaczyna klaskać. Szybko przestaje. Przez kościół przechodzi
pomruk. Z tyłu głośne skandowanie: Nie! Nie! Nie! (GW s. 1); doszło
do scen dotąd niespotykanych podczas liturgii. (...) Msza na chwilę
została przerwana. (Dz s. 3); Mszę w katedrze zorganizowano jako
manifestację lojalności wobec Wielgusa. Zobaczyliśmy wielkie przedstawienie,
w którym centralne miejsce zajmował biskup agent. (Dz s. 1); dowiadujemy
się, że zamiast ingresu w katedrze miały miejsce publiczne kłótnie
(GW s. 2), a wierni nie byli w stanie stłumić emocji (Dz s. 3).
Co się działo przed katedrą?
ND także wydarzenia, które miały miejsce przed katedrą,
relacjonuje inaczej od innych analizowanych przeze mnie gazet. Podczas
gdy ND krótko, a wręcz lakonicznie stwierdza: Po zakończeniu Eucharystii
rzesze wiernych pozostały pod archikatedrą i skandowały: "Zostań z nami"
(ND
s. 2), gdzie użycie słowa rzesze ma podkreślać wielkość poparcia społecznego
dla arcybiskupa, pozostałe gazety opisują tamte zdarzenia w sposób bardzo
obrazowy i emocjonalny. Podczas lektury prasy dowiadujemy się, że żal
z powodu rezygnacji abp. Stanisława Wielgusa szybko ustąpił miejsca złości.
(GW s. 6); pobito dwóch fotografów "Gazety Polskiej" (GW s. 1),
dochodzi
do rękoczynów między zwolennikami a przeciwnikami nominacji.
(GW s.
2), Pod siedzibą arcybiskupów zwolennicy abp. Wielgusa reagowali nerwowo
na dziennikarzy, niektórzy atakowali fotoreporterów parasolkami. (GW
s. 6 ), Słowa biskupa Wielgusa o rezygnacji spadły na ludzi jak grom.
Kobiety płakały, mężczyźni wymachiwali pięściami. (...) dramatycznie krzyczeli
zebrani w katedrze i przed nią, pod kłębowiskiem ociekających deszczem
parasoli. (...) nawoływała łamiącym się głosem starsza kobieta
(Dz
s. 4); Nic dziwnego, że emocje, momentami wręcz histeria, były kanalizowane
na dziennikarzach. Kobiety próbowały wyrwać aparaty fotoreporterom. Inne
groziły parasolami reporterowi TVN, który nadawał relację na żywo. Widać
było, że zachowanie to efekt wojny, którą od kilku dni Radio Maryja wypowiedziało
dziennikarzom. (Dz s. 4); I wreszcie manifestacje poparcia dla abp.
Wielgusa, w czasie których (...) poturbowano reporterów telewizyjnych (określanych
mianem Żydów i masonów). (GP s. 4).
Co czują dziennikarze?
Dziennikarze opisywali niedzielne wydarzenia emocjonalnie
i czasem dramatycznie. Na przykład tekst umieszczony na pierwszej stronie
GW ma charakter sprawozdania. Na dramatyzm tego artykułu wpłynęło użycie
wypowiedzenia: Akcja nabiera tempa, a także to, że tekst jest zbudowany
z krótkich zdań. W omawianej prasie pojawiają się nazwane uczucia, które
towarzyszą piszącym - dziennikarz deklaruje: A mnie jest przede wszystkim
smutno (GW s. 2) i dalej smutno nad tą żałosną aferą, Jestem, jak
chyba większość polskich katolików, po tych ciężkich dniach nadal w konfuzji.
(GW s. 2) W innym miejscu zostaje przywołane przygnębienie i smutek
(GW s. 20). Jeden z dziennikarzy stwierdził: Do końca nie wierzyłem,
że ten ingres może się odbyć. Gdy czytałem uważnie dokumenty IPN i patrzyłem
na coraz konsekwentniej zbliżającego się do celu arcybiskupa Stanisława
Wielgusa, coś we mnie wewnętrznie łkało. (GP s. 2). Przytoczone powyżej
wypowiedzi dziennikarzy pokazują ich emocjonalny stosunek do opisywanej
sprawy. Pisanie o swoich uczuciach niewątpliwie uwiarygodnia przekaz, do
czego przyczynia się również deklarowanie swojego katolicyzmu albo wprost:
Jestem,
jak chyba większość polskich katolików (GW s. 2), albo jak to uczynił
autor jednego z artykułów, w którym pisze o kłótniach w katedrze i na zewnątrz
niej, kończąc ten akapit stwierdzeniem zawierającym żal z powodu niezrozumienia
dla istoty Mszy św. przez osoby protestujące: To wszystko przy słowach
mszy świętej. W cieniu hostii ... (GW s. 2).
Kryzys?
Z analizowanych przeze mnie artykułów prasowych wynika,
że Kościół w Polsce przeżywa kryzys. Jedyną gazetą, w której takie informacje
się nie pojawiają jest ND. Jedna z gazet stwierdza: Krzyki zrozpaczonych
wiernych nie zmienią faktu, że Kościół jest w pułapce. (Dz s. 5). Według
dziennikarzy kryzys nastąpił w wyniku rozłamu w Kościele z powodu abpa
Wielgusa. Mówi o tym tytuł jednego z artykułów: Dramatycznie podzielony
Kościół (GP s. 4). O kryzysie dowiadujemy się także ze stwierdzeń:
na
wczorajszej mszy w katedrze widać było wyraźnie, że papież nie jest autorytetem
dla katolików deklarujących przecież gromko prawowierność - bronili arcybiskupa
przeciw papieżowi. (GW s. 1); Dziś prymas okopał się w jakimś małym
szańcu. Z grupą biskupów i fanatykami z Radia Maryja. Tymczasem po drugiej
stronie znalazła się cała elita polskiego Kościoła.
(Dz s. 2 ); Takiego
kryzysu jeszcze polski Kościół nie przeżył. Z jednej strony niemal zjednoczona
w obronie abp. Stanisława Wielgusa hierarchia wpierana przez Radio Maryja
i "Gazetę Wyborczą" oraz prostych ludzi, których udało się wciągnąć w obronę
kapłana agenta. Z drugiej strony ludzie młodzi, wykształceni, świeccy wspierani
przez media, ale także modlitwę księży i zakonników, którzy sami często
nie mogli zabrać głosu w tej sprawie.
(Dz s. 7). W ostatnim cytowanym
fragmencie dziennikarz dokonuje jednoznacznej klasyfikacji osób udzielających
poparcia arcybiskupowi Wielgusowi i będących przeciwnymi objęcia przez
niego stanowiska metropolity warszawskiego - ludziom prostym i związanym
z Radiem Maryja, którego słuchaczami są przede wszystkim osoby starsze,
przeciwstawia ludzi młodych i wykształconych. Dziennikarz pisząc o wciągnięciuprostych,
a zatem niewykształconych ludzi, sugeruje ich mało świadomy udział w tej
sprawie.
Dziennikarze w swoich artykułach mówią także o przyszłości,
prognozują, co czeka polski Kościół: Wciąż wierzę, że kryzys ostatnich
dni może być dla Kościoła w Polsce lekcją oczyszczającą. (Dz s. 7);
Cywilna
odwaga katolików świeckich, którzy w tej sprawie potrafili się "postawić"
hierarchii, wpłynie bardziej na siłę polskiego Kościoła niż zacietrzewienie
wyznawców ojca Rydzyka. (Dz s. 5).
W artykułach prasowych, które były przedmiotem moich badań,
dziennikarze nie tylko opisują zaistniałą sytuację i przewidują, co się
stanie w przyszłości z polskim Kościołem, ale także wskazują, w jaki sposób
należy dalej w Kościele i z Kościołem postępować. Dziennikarze poprzez
osobisty ton wypowiedzi oraz pokazywanie swojej troski o polski Kościół
nadają swoim artykułom wiarygodności: Wszystko to piszę nie po to, by
użalać się nad sobą, ale by pokazać, jak głęboki jest podział, który dotknął
polski Kościół. Bo choć badania (...) zaświadczają, że większość Polaków
była za rezygnacją abp. Wielgusa, to trudno lekceważyć głos liczącej się,
zaangażowanej i oddanej Kościołowi grupy wiernych skupionej wokół Radia
Maryja. (Dz s. 7). Bardzo ciekawy jest też następujący fragment jednego
z artykułów: Decyzja wymagała od Papieża ogromnej determinacji i odwagi.
Jeszcze większą determinację musiał wykazać prezydent. Zawiedli niemal
wszyscy, ale Głowa okazała się być na miejscu. Najwyraźniej Kościół w Polsce,
mimo braku dzisiaj wielkich indywidualności, ma dobrych patronów, którzy
mogą jeszcze coś ekstra załatwić u Opatrzności. (GP s. 2). W przytoczonym
cytacie zaskakuje słowo Głowa pisane wielką literą, kiedy mowa jest o prezydencie.
Dziennikarz sugeruje, że Lech Kaczyński odgrywa bardzo dużą rolę w polskim
Kościele, że ma wręcz charakter pośrednika między Kościołem a Bogiem. Zarówno
w tym fragmencie, jak i kolejnym pojawia się ostra krytyka polskiej hierarchii
kościelnej. Czym bliżej chce się z Kościołem współpracować, tym bardziej
trzeba mu podpowiadać, jakiej granicy kompromitacji nie może on przekroczyć.
Dziennikarz
następnie przestrzega przed nadmiernym upaństwowieniem religii. [Polityk
katolicki] musi rozmawiać z kościelnymi dostojnikami. Nie tylko o moralności
Polaków. Także o ich własnej, biskupiej przyzwoitości. Zważywszy na obecny
stan umysłu polskich hierarchów, trudno takiego zadania, o ile Kaczyńscy
się go podejmą, zazdrościć. (Dz s. 5). Tutaj również może dziwić czytelnika
tego artykułu ukazanie ogromnej roli polityków, w tym także prezydenta,
w Kościele, których zadaniem ma być czuwanie nad moralnością biskupów,
aby w przyszłości Kościół uniknął kompromitacji. Dziennikarz deklaruje
swoją niechęć do zbytniego upaństwowienia religii, ale z drugiej strony
wzywa polityków do ingerencji w życie biskupów.
W kolejnym przykładzie dziennikarz posłużył się ironią
[5]: Tumult w archikatedrze, pobicie reporterów, ale także absolutny
brak zrozumienia racji drugiej strony (która składa się wyłącznie z alkoholików,
rozwodników) pokazuje, że alternatywny świat słuchaczy Radia Maryja zaczyna
coraz bardziej oznaczać alternatywny Kościół. (GP s. 4). [6] Dziennikarz
przez opisanie drugiej strony - czyli osób przeciwnych nominacji
abpa Wielgusa na stanowisko metropolity warszawskiego, a do których sam
się zaliczał, za pomocą kwalifikatora wyłącznie i zastosowanie ironii spowodował
emocjonalizację tej wypowiedzi.
Wojna
Wydarzenia, które miały miejsce 7 stycznia 2007 r. opisane
zostały przez dziennikarzy w kategoriach wojny, m. in. przez zastosowanie
metaforyki wojny, poprzez użycie słownictwa "militarnego", [7] np.: Mogę
zrozumieć krzyczących ludzi. W coraz bardziej zlaicyzowanym świecie czują
się jak w oblężonej twierdzy. Nauczyli się mobilizować przeciw
temu światu. (Dz s. 5); można ją [homilię] było odczytać jako frontalny
atak już nie tylko na dziennikarzy, ale także na Instytut Pamięci Narodowej,
połączony z mową obrończą abp. Wielgusa. (Dz s. 7); Dziś prymas
okopał się w jakimś małym szańcu. (Dz s. 2); Nie ulega wątpliwości,
że ci, którzy krzyczeli: "Zostań z nami", "Chcemy arcybiskupa Polaka",
to byli przedstawiciele zorganizowanego obozu Radia Maryja. (GW
s. 4); Wbrew stanowisku papieża zaciekle bronili abp. Wielgusa
(Dz s. 1); kazanie prymasa Józefa Glempa było płomienną obroną
apb. Wielgusa (GW s. 1).
Dziennikarze nie przedstawiali wydarzeń, które miały miejsce 7 stycznia 2007 r. w Warszawie, w sposób obiektywny. Poprzez język, którym się posługiwali, opisując te zdarzenia, wpływali na kształtowanie się poglądów społeczeństwa o osobie arcybiskupa Stanisława Wielgusa i o sytuacji polskiego Kościoła. W artykułach prasowych stosowano różne formy agresji werbalnej, czemu niejednokrotnie towarzyszyła emocjonalizacja wypowiedzi. Autorzy artykułów często przekraczali zasadę wolności prasy i etyki dziennikarskiej, a przecież na dziennikarzach spoczywa duża odpowiedzialność za słowa, ponieważ przez język kreują oni rzeczywistość.
Przypisy.
[1] M. Peisert, Formy i funkcje agresji werbalnej. Próba typologii,
Wrocław 2004, s. 111.
[2] Można tutaj chociażby przywołać wzburzenie opinii publicznej po
ujawnieniu informacji, że prezydent Aleksander Kwaśniewski, który podał,
iż posiada wyższe wykształcenie, nie ukończył studiów.
[3] We wszystkich fragmentach artykułów, które cytowałam w tej pracy,
zachowałam oryginalną pisownię. Wszelkie podkreślenia - E. W.
[4] Słownik języka polskiego, red. M. Szymczak, t. I, Warszawa
1983, s. 923.
[5] Ironia "jest w tekstach propagandowych ważnym środkiem wartościowania
i obrażania. Ironia odwołuje się do implikatury konwersacyjnej, z którą
nie można dyskutować, ponieważ opiera się na indywidualnym wnioskowaniu,
wynikającym ze znajomości sytuacji komunikacyjnej." I. Kamińska Szmaj,
Słowa na wolności, Wrocław 2001, s. 87; "Ironia jest formą dyskursywną
opartą na rozbieżności między tym, co naprawdę chcieliśmy powiedzieć, a
tym co zostało powiedziane." E. Grzelakowa, Ironia w komentarzu prasowym,
w: Tekst w mediach, red. K. Michalewski, Łódź 2002, s. 232.
[6] Autor artykułu został wcześniej pomówiony w Radiu Maryja o to,
że jest alkoholikiem i rozwodnikiem.
[7] "W języku propagandy (...) wszelkie spory polityczne opisuje się,
wykorzystując skonwencjonalizowaną metaforę, obecną w języku codziennym:
spór to wojna." w: I. Kamińska Szmaj, op.cit, s. 65.